"Usłysz mój krzyk, gdy patrzę, milcząc
Usłysz mój krzyk, gdy płonę ciszą
Usłysz choć raz, gdy Ciebie wołam
lub zabij uczucie, nim mnie pokona.."
Usłysz mój krzyk, gdy płonę ciszą
Usłysz choć raz, gdy Ciebie wołam
lub zabij uczucie, nim mnie pokona.."

Wiecie co?
Czasami czuję się tak, jakbym przez cały czas grała, udawała.. Nazwijcie to jak chcecie.
Próbuję dostosować się do ludzi, którzy mnie otaczają i, w zależności kim oni są, staram się być taka, jakiej oczekują.

Przy znajomych z klasy czy ogólnie nowych znajomych mam nadzieję, że wypadam naturalnie.
Rodzice widzą uczynną córeczkę, która w każdej chwili zajmie się rodzeństwem, pójdzie do sklepu, pomoże w domu, ugotuje obiad i jeszcze zdąży się nauczyć na następny dzień.
Przyjaciółki z poprzedniego 'życia' uważają mnie za świrniętą krejzolkę, która często ma różne jazdy i lubi robić przypały czy odgryzać się nauczycielom, broniąc swoich racji.

Czasami sama się w tym wszystkim gubię..
Jak można być jednocześnie kilkoma osobami..? Sama nie wiem..
Mam tylko nadzieję, że kiedyś, przez przypadek się nie pomylę.
To naprawdę trudne zadanie, muszę pogodzić w sobie wiele sprzeczności. Przy jednych staram się mówić naprawdę to, co myślę, ale przy innych lepiej kłamać. Inaczej może być naprawdę nieciekawie.

Hmm.. Przypomniał mi się właśnie jeden z chłopców z mojej nowej klasy. I dosyć nieprzyjemna sytuacja..
Jakieś dwa tygodnie temu pomyliłam autobusy i, jak to osoba wiecznie mająca pecha, dostałam mandat od kontrolera. Nie wiedząc co zrobić, plątałam się po mieście. Wciąż kręciłam się w koło, ponieważ nie znając dobrze nowego miejsca, wolałam się nie zgubić..

W końcu zrezygnowana i zmarznięta ruszyłam w stronę miejsca, w którym zawsze przesiadywałam po zajęciach na strzelnicy. Ostatni blok, znajdujący się na ulicy prowadzącej do pustkowia, na którym mieszkam szczególnie przypadł mi do gustu. Zawsze siadałam na tej samej ławce przy pierwszej klatce, zawsze na tym samym kawałku deski.

Idąc w stronę swojego ulubionego miejsca spotkałam kolegę. W nadziei, że nie widział moich zapłakanych oczu pomachałam mu i ruszyłam pod klatkę 'A'. Usiadłam i od razu nawiedziły mnie myśli odnośnie tego, jak powiem rodzicom o dosyć wysokiej kwocie, na której zapłacenie miałam mało czasu.
W tym momencie usłyszałam dobrze znany mi głos, niby zwyczajny, lecz jednocześnie podnoszący na duchu.
"- Cześć. Co tam?
- Hejcia. Nie uwierzysz.. Po prostu masakra, totalna załamka.."

I tak się zaczęła prawie dwugodzinna rozmowa o wszystkim i o niczym. Dyskutowaliśmy o tym, jak rozwiązać mój problem, o szkole, zmianach planu, znajomych z klasy..
W tamtej chwili naprawdę się ucieszyłam z tego, iż natknęłam się na kogoś z klasy. Choć normalnie wolałabym siedzieć sama..

Czułam się okropnie; złapał mnie kanar, w co wplątałam także koleżankę, zepsułam wieczór kumplowi, którego znajomi ciągle czaili się gdzieś za nami.. I, znając życie, miałam strasznie zdenerwować rodziców..
A on przez cały czas powtarzał tylko "No to nieciekawie.."

Sami pomyślcie, czy nie mieliście kiedykolwiek takiej wielkiej, obezwładniającej ochoty kogoś przytulić? Tak po prostu, bez żadnego powodu..?
Ja tak, w tamtym momencie. A właściwie, nie. Od kiedy się przywitał, zostawiając kumpli.

I nie warto pytać mnie dlaczego tak, a nie inaczej, bo nie znam odpowiedzi na to pytanie..
Mam tyle szczęścia, że się wszystko jakoś ułożyło.. Nie zupełnie tak, jakbym tego oczekiwała, ale mimo wszystko..

Cóż, na dzień dzisiejszy chciałam wam podziękować za jakże liczne wejścia i komentarze. To naprawdę podnosi mnie na duchu. Wiedząc, że komuś naprawdę daje satysfakcję czytanie tego co piszę.. Ehh..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą wypowiedź :]