wtorek, 19 marca 2013

Broken pieces..


Nic tak nie boli, jak złamane serducho.

Kurcze, dlaczego to piszę..?

Sama nie wiem, za kilka chwil i tak zmienię temat..


Ale jak już siedzę przy sprawach sercowych..

Niekiedy idąc ulicą obserwuję ludzi.

No, dobrze, macie rację. Właściwie zawsze to robię.


Czasami myślę o tym, co ich może martwić.

Ale są też momenty, gdy zastanawiam się, ile razy te przypadkowe osoby miały złamane serca.

I czy w ogóle wiedzą, jak to jest..


A może właśnie ta młoda dziewczyna cierpi..?

Nie wiem, może powstrzymuje łzy chowając twarz pod długą grzywką?

Albo już się pogodziła z tym, że tym razem nie zazna szczęścia..?


O, albo jakiś chłopak ze zmierzwionymi ciemnymi włosami.

Czy zranił jakąś dziewczynę? Możliwe też, że to on został złamany..

Tak, czasem mam takie odpały, myślę o takich sprawach.


I tutaj obiecany skok w bok..

Życie jest usłane różami, fakt.

Szkoda tylko, że te róże mają kolce..


Pomyślcie tylko; gdybyśmy się nie zakochiwali, to byśmy nie cierpieli..

Gdybyśmy się nie zakochiwali, także nie poczulibyśmy 'tego czegoś'.

Bylibyśmy tak na prawdę puści w środku..


Czyli tak czy siak wyjdziemy na tym blado.

Jednakże nie tylko miłość rani.

Życie samo w sobie jest okrutne.


Ostatnio przeczytałam coś takiego, że

MOJE ŻYCIE TO ŻART JAKIEGOŚ PSYCHOPATY

z czym nie do końca się zgadzam..


Być może w tym szaleństwie jest metoda..

Może mamy jakiś cel..?

Może zostaliśmy stworzeni, ponieważ mamy jakąś misję?


To może być błahostka; ktoś może zostać malarzem, architektem, piekarzem..

Ktoś może zostać nauczycielem, inny reżyserem, jeszcze inny psychologiem..

I wszystko to w jakiś sposób pomoże czy tez ułatwi życie choć garstce osób.


Osobiście nie wierzę w to, że istnieją jakieś 'wyższe byty', jakiś 'niewidzialny stwórca wszystkiego i wszystkich'.

Ale na pewno każdy z nas ma własne powołanie.

Narodziliśmy się po to, by swoim cierpieniem nauczyć innych życia.


Tak, tak, plotę bez sensu.

Możliwe, że to przez książkę..

'Intruz' autorstwa Stephenie Meyer dostał się w me ręce właściwie przez przypadek.


Taka niepozorna lektura; obce formy życia zasiedlają ziemię.

A jednak wiele wnosi od pierwszych słów.

W książce widzimy obraz miłości, przyjaźni, nienawiści i.. bardzo dobrze uchwycone cierpienie zmieszane z poświęceniem.


Wyobraźcie sobie tylko; pragniecie poświęcić życie za kogoś Wam obcego.

Jesteście w stanie zrobić wszystko, by komuś zapewnić bezpieczeństwo, by go chronić.

Wagabunda, najeźdźca, bardzo dużo ryzykuje dla ludzi.

Dla istot, które w każdej chwili mogą ją zabić.


W następnych rozdziałach obserwujemy rodzące się uczucie.

Przyjaźniący się z bohaterką ocalały chłopak zaczyna bardziej jej.. pilnować.

Dla czytelnika od razu staje się jasne, co Meyer chciała pokazać.

Zdjęcie

Przyjaźń przeradzająca się w miłość.

Walka o zapomniane, o zakazane i przekreślone uczucie.

Poświęcenie dla przyjaciół i osób, które się kocha.


Cóż takiego widzimy..?

Siebie.

Zwykłych ludzi, którzy otaczają nas właściwie w każdej chwili, a którzy mogą nam tego nie okazywać..


Czy nie widzimy w tym siebie..?

Czy Stephenie nie pokazała w swej powieści istoty człowieczeństwa?

Oczywiście, że tak.


Momentami czytałam kolejne zdania, a łzy napływały mi do oczu.

Wagabunda dawała się bić i stawała w obronie najbliższych jej sercu osób.

Była gotowa na śmierć, jeśli to by zapewniło bezpieczeństwo gromadce ludzi.


Za takich ludzi oddalibyśmy wiele, prawda..?

Przynajmniej ja.

Ale! Aby dostać, należy też dać.

Niekiedy nawet więcej..


Dać komuś poczucie wartości, pokazać, że jest dla nas kimś ważnym..

Nic nas to nie kosztuje, a potrafi sprawić, że poczujemy się lepiej tylko dlatego, że kogoś wspieramy.

Tylko tyle.


Już kończę gadać głupoty, spokojnie.

Tak na zakończenie tylko dodam, byście nigdy nie próbowali zrobić krzywdy komuś, kto Was kocha.

Nie ważne, czy to mama, babcia, brat, kuzyn, przyjaciółka..

To nie jest istotne.


Musicie po prostu pamiętać, że Wasze cierpienie boli też ludzi, którym na Was zależy.

A jeżeli macie jakieś przemyślenia, którymi chcielibyście się podzielić, to piszcie w komentarzach, albo na kontakt (zakładka).

Cóż, na dziś to tyle. Za jakiś czas pokażę Wam adminkę bloga, a tym czasem dziękuję za wejścia i za lajki na fan page.

Trzymajcie się.


2 komentarze:

  1. Co ty wiesz o prawdziwych problemach?! Przejmujesz się bzdurami podczas, gdy gdzieś tam są ludzie, którzy naprawdę cierpią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, nie przejmuję się bzdurami.. Każdy ma problemy, większe lub mniejsze. Nie mówię, że moje są jakoś wybitnie straszne i ważne. Ale niejedna osoba ma podobnie do mnie.

      Wiem, że ludzie cierpią, głodują, biorą narkotyki czy siedzą w więzieniach. I nie mówię, że to nie problem! Jednakże wypowiadam się na inne tematy, mówię o tym, czego sama zaznałam.

      Jeżeli według Ciebie cięcie się to nie problem, próby samobójcze to nie problem, to nie wiem..

      I piszesz, że 'gdzieś tam są ludzie, którzy naprawdę cierpią'. Dobrze, nie mówię, że tak nie jest. Ale czy Ty im pomagasz? Czy nie przejmujesz się przede wszystkim sobą..?

      Nikomu nie pomożesz tym, że napiszesz komentarz. A ja próbuję; rozmawiam z ludźmi, staram się doradzić. Tylko tyle mogę..

      Usuń

Dziękuję za każdą wypowiedź :]